niedziela, 28 września 2014

08. Uzależnienie

Staczamy się na dno, wszystko się w nas zmienia.
A to, że stoimy w cieniu uzależnienia
zazwyczaj za późno do nas dociera... 
autor: alrauuna 



Autor: CharlieTH
Ilość stron: 3
Ilość słów: 1 366
Tłumaczenie: Nie
Tytuł: Uzależnienie
List nr. VIII

~*~


25.05.14

godz. 13:06


Uzależnienie.

     Najprostszy sposób na zniszczenie sobie życia- wpaść w jakieś gówno i zapaść się tak głęboko, że nie będziesz miał siły, aby z niego wyjść. Stajesz się własnym niewolnikiem, nie kontrolujesz własnych odruchów, zachowania, słów czy gestów. Żyjesz ciągle z jedną myślą: ‘’Chcę więcej, więcej!’’ Zatracasz się, oszukujesz, że nie jest tak źle, wypowiadasz słynne słowa: ‘’ Przecież mogę z tym w każdej chwili skończyć!’’. Bliscy oddalają się od Ciebie, nieliczni chcą Ci pomóc, ale ich odtrącasz, aż w końcu zostajesz sam… z uzależnieniem.
     Taaak. Ćpałem. Byłem na cholernym odwyku przez jakieś… dwa tygodnie. Nawiałem im, a  oni mogli mi tylko podskoczyć. Nasz agent zapłacił im wystarczająco dużo, aby nie nagłośnili sprawy i dali mi święty spokój. Czy z tym skończyłem? Nope. Wiesz jakie to uczucie, kiedy zapalisz skręta, zaciągniesz się i… całkowicie odlecisz? Cały świat widzisz w różowych barwach, problemy odchodzą… przestajesz się martwić, totalnie świrujesz, ale… w końcu jesteś wolny.
     Tak, wiem. Narkotyki są złe, niszczą życie, uzależniają, bla, bla, bla… To wszystko prawda, ale spójrz na to z innej perspektywy: gdyby ludzie nie mieli tyle problemów w swoim życiu, żaden z nich nie sięgnąłby po narkotyki, alkohol, albo inne badziewa. Żyliby dalej, szczęśliwi jak tylko mogą, nie myśląc o tym, czy będą mieć kasę na nową działkę.
‘’Nie wiem, co się ze mną dzieje i czekam na kolejny strzał, żeby to minęło. Nie ćpam już dla przyjemności, ćpam, żeby nie czuć.’’- Pamiętnik narkomanki
     Narkomania jest  powszechnie znana w show biznesie. Co druga osoba, sięga po kokę, inna gustuje w maryśce,  zaś inni załatwiają sobie totalny odstrzał dzięki Crackowi. Tylko ci najsilniejsi i ci którzy mają już wszystkiego dość, zamykają się w kiblach, pokojach hotelowych, garderobach i idą na tak zwany ‘’złoty strzał’’. Co to jest? Bilet w jedną stronę. Strzelisz sobie jedną, wielka działkę… i koniec. Nie istniejesz.
     W wieku siedemnastu lat byłem uzależniony od połowy narkotyków, jakie kiedykolwiek wynaleźli. Chodziłem zaćpany dzień w dzień, nie przejmowałem się tym, że w takim stanie mogli mnie zobaczyć fani, miałem w dupie to, że zdjęcia moich zaćpanych oczu mogły obiec cały Internet w kilka sekund. Kiedy czułem, że narkotyk zaczyna słabnąć, a uwierz mi, poczujesz jak to ustrojstwo opuszcza twój umysł, zamykałem się w czterech ścianach, odpalałem jointa i zaciągałem się tak długo, aż uznałem, że na nowo jestem w ciągu.
     Najgorsze co może spotkać narkomana jest brak narkotyku. Masz ogromną ochotę, aby się zaćpać, ale wiesz, że nie możesz. Ręce cholernie Ci się trzęsą, głowa napierdala z całej siły, język przykleja Ci się do podniebienia, mięsie bolą przy każdym, dosłownie KAŻDYM ruchu, a ty marzysz tylko o tym, aby wyciągnąć tą pieprzoną paczuszkę i sobie ulżyć. Zrobisz wszystko, aby to dostać.
     Wiesz do czego mogę to porównać? W Internecie, szczególnie na portalach społecznościach, które okupowane są przez nastolatki, często znajduję teksty w stylu: ‘’ Sprzedam nerki sąsiada za bilet na koncert!!!!’’ albo ‘’ Sprzedam dom, aby zobaczyć swojego idola!’’.  Tak wiem, żartują sobie ale… fani są tak zdeterminowani, aby zobaczyć swojego idola na żywo, że nie patrzą na konsekwencje. Zrobią wszystko, aby osiągnąć swój cel, aby być szczęśliwym. Identyczna gorączka dopada uzależnionego, popełnia błędy, zadłuża się, robi wszystko co może go zbliżyć do ponownego zaćpania się. Nawet jeżeli ma stracić przy tym życie.
     Znam, albo znałem, wielu ludzi, którzy z braku pieniędzy na prochy, zapożyczali się u niebezpiecznych typków. Faceci pływają w kasie, patrzą na Ciebie przychylnym wzrokiem dopóki im nie zawadzasz. Pożyczą Ci sumkę na ćpanie, ale… musisz ją oddać o wiele większą. Nie zrobisz tego: kulka w łeb i do piachu.  Ile moim znajomych tak skończyło? Ogrom. Kiedy jesteśmy owładnięci głodem, nie patrzymy na konsekwencje swoich czynów. Liczy się jedno: ćpanie.
     Narkotyki nie są jedynym moim uzależnieniem. Alkohol, mnóstwo kolorowej cieczy, która wlewa Ci się do gardła, krztusisz się nią, Twój umysł już nie pracuje, ale mimo to… kontynuujesz picie. Rano budzisz się z ogromnym bólem głowy, spędzasz pół dnia wisząc na ubikacją, wyrzucając całą zawartość żołądka, a kiedy już skończysz, siadasz w salonie, otwierasz kolejną butelkę wódki… i zaczynasz od początku.
‘’Trzeba pić do dna, by dojść do dna swej duszy. A że dna tego w rzeczywistości nie ma, więc im głębiej się schodzi, tym większą ciemność się widzi i zapanowuje ochota skończenia ze sobą, w czym też alkohol pomaga, przynosząc zamiast śmierci utratę świadomości.’’- Antoni Kępiński
     W stanie całkowitej nieświadomości, inaczej postrzegasz świat. Wszystkie problemy wydają się łatwe do rozwiązania, język Ci się rozplątuje, nabierasz tej dziwnej śmiałości, której nie masz, kiedy jesteś trzeźwy. Czujesz się wyjątkowo, wiedząc, że możesz ‘’zrobić wszystko’’. Nie przyjmujesz do wiadomości, że jest to tylko Twój chory umysł, zniszczony od wszystkich używek.  Jesteś z siebie dumny, że w końcu przestałeś się czuć jak śmieć.
     Alkoholizm niszczy rodziny. Ile matek codziennie się upija, aby zapomnieć o szarej rzeczywistości? Ile kobiet traci pracę z powodu swojego pijaństwa? Ile ojców skrzywdziło swoje dzieci, bo ‘’nie mieli pieniędzy na alkohol’’? Ile mężczyzn zabiło niewinnych pieszych na drogach, tylko dlatego, że wsiedli pijani za kółko? 
     Może i uwielbiam spić się do nieprzytomności. Może chcę czołgać się po podłodze wymiotując… ale czy na pewno chcę być uzależniony? Nie. Kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, jak wygląda prawdziwa rzeczywistość, jest za późno aby to zakończyć. Nie jesteśmy dość silni, aby się uratować, a wokół nas… nie ma nikogo, tylko smukła, przezroczysta szyjka wódki. Topimy w niej smutki, zastępuje nam rodzinę, przyjaciół… miłość. Jest dla nas najważniejsza. Nic się nie liczy: tylko ona.
     Tak zgadłeś: ćpałem, byłem… nadal jestem alkoholikiem. Może faktycznie, nie wbijam już sobie igieł w żyły, nie zalewam się codziennie w trupa, aby zapomnieć o swoim życiu… Przystopowałem, walczę z samym sobą, ale osoba, która kiedyś miała z tym bagnem styczność nigdy z nim nie skończy. Może i jest ‘’emerytem’’, ale nadal będzie nazywana ćpunem i alkoholikiem. Niestety.
     Moi znajomi… uzależnieni byli od jednej rzeczy, która na całe szczęście mnie ominęła. Nigdy nie sądziłem, że jest to możliwe, aż w końcu… zobaczyłem to sam na własne oczy.
‘’Seksoholik potrafi długie lata tkwić w nałogu i utrzymywać go w tajemnicy, potrafi być wzorowym mężem, ojcem i pracownikiem. Dopiero jak świat odrealniony , świat fantazji zaciera swoje granice ze światem realnym i przejmuje kontrolę nad jego życiem można dostrzec pierwsze sygnały, że coś jest nie tak.’’- seksoholik, a jego partnerka
      Czy uzależnienie od seksu jest możliwe? Oczywiście. Najpierw to dla Ciebie czysta przyjemność, chwila zapomnienia, która w końcu doprowadza do tego, że co noc zmieniasz partnerów, co noc zaspokajasz się inaczej. Potem… zaczynasz wymagać czegoś więcej, uprawiasz seks coraz częściej, nie możesz się od niego uwolnić. Jesteś rozdrażniony, kiedy wiesz, że nie możesz zdobyć tego czego chcesz. Posuwasz się do radykalnych rozwiązań, nie patrząc na późniejsze konsekwencje. Liczysz się tylko TY.
     Moi przyjaciele całkowicie uzależnili od siebie swoje partnerki w ten sposób, aby w każdej, ale w całkowicie każdej sytuacji ,były gotowe na spełnieni ich zachcianek. Zapytasz, dlaczego nie odejdą? Bo mimo wszystko, one kochają tego drugiego człowieka, ich uczucia nie zmieniają się, mimo krzywd jakie są im wyrządzone.
     Osobiście, nigdy nie potraktowałbym tak kobiety, którą kocham. To, że uzależnieni od seksu, kochają swoje drugie połówki, jest pewne, jednak ich uzależnienie przejmuje nad nimi kontrolę. Seksoholizm jest tak samo niebezpiecznym nałogiem jak narkomania czy alkoholizm. Wielu ludzi odwraca wzrok na takie osoby, nie obchodzi ich to, że ten ktoś… po prostu się zagubił.  Nie znam ośrodka, który byłby gotowy pomóc takim ludziom. Oczywiście istnieją inne formy wsparcia, ale tak na serio… kto przyzna się, że jest uzależniony od seksu? Nikt. Bo to jest wstydliwe. Zagłuszają w sobie swój ból, swoje odczucia, a kiedy one eksplodują… albo skrzywdzą innego człowieka, albo… to będzie koniec. Ten prawdziwy.
     Chcę, abyś pomógł osobom uzależnionym. To też są ludzie, którzy potrzebują, aby ktoś ich wsparł, pokazał, że mają dla kogo walczyć. Jeżeli będą wystarczająco silni - wygrają. A może… to jesteś Ty? Kurczę… jesteś… głupi. Nie wiem co mogę Ci poradzić. Walkę? Wiem, że jeżeli SAM nie będziesz chciał tego zakończyć, nikt Ci nie pomoże. Zastanów się, czy rujnowanie sobie życia jest warte starty rodziny, przyjaciół.  Kiedy już coś postanowisz… kieruj się tą myślą. Może… uratujesz siebie?
     List numer osiem. Pamiętasz co to oznacza? Nadszedł czas na ostatni. Kolejna i ostatnia koperta. Dowiesz się w końcu kim jestem i… nie wiem czy będziesz zadowolony. Wybacz.
Nieznajomy.


********
Wybaczcie. Muszę na chwilę zastanowić cię nad tym co robię, bo idę w złym kierunku. 

KOLEJNY LIST: 4.10.14

piątek, 19 września 2014

07. Brak pewności siebie

Myśli motorem do działania, brak wiary w siebie i w innych
zabija je w chwili poczęcia...giną, a przecież mog­li­byśmy cieszyć się z ich fizycznej obecności!? 
autor: wyspiarka



Autor: CharlieTH
Ilość stron: 2
Ilość słów: 933
Tłumaczenie: Nie
Tytuł: Brak pewności siebie
List nr. VII

~*~

24.05.14
godz. 4:34

Brak pewności siebie.
     Znasz to uczucie, kiedy chcesz coś zrobić, powiedzieć, a kiedy jesteś już gotowy aby otworzyć usta – rezygnujesz i zamykasz się w sobie? To uczucie często mylone jest z nieśmiałością;  inni uważają, że to to samo, ale ja wiem, że to są zupełnie dwie różne rzeczy… Nieśmiałość jest wtedy, kiedy boimy się zrobić cokolwiek, przez co wzrok innych, czasami obcych nam osób, będzie skupiony na nas. Brak pewności siebie jest wtedy, kiedy nie mamy odwagi, aby zrobić krok w kierunku spełnienia swoich marzeń, jedyne na co nas stać to odwracanie wzroku i… poddanie się.
    Myślisz, że nie znam tego uczucia? Mylisz się. Oczywiście, teraz pewnie zastanawiasz się jak ja, osoba, która ma tysiące wielbicieli na świecie, może w siebie nie wierzyć? Może mieć kompleksy, widzieć tylko swoje wady, marzyć o tym, aby schować się przed całym światem?  Nigdy nie pomyślałeś, że wszystkie te osoby, spoglądające na Ciebie z pierwszych storn gazet, marzą aby zakończyć tę farsę i nie pokazywać się ludziom? Przecież… jest bogaty, ma sławę, władzę… dlaczego miałby być nieszczęśliwy, dlaczego chciałby uciec? Odpowiedź jest jedna i zadziwiająco prosta: nie czuje się pewnie.
     Od dziecka byłem nieśmiały. Brakowało mi tej pewności siebie, którą posiadał mój brat. To on zawsze zwracał na siebie większą uwagę, kiedy to ja wolałem stać z tyłu i obserwować jego poczynania mając nadzieję, że skoro jesteśmy spokrewnieni, może i u mnie pewnego dnia obudzi się odwaga. Tak wiem… głupie myślenie, ale… byłem wtedy dzieckiem, które chciał być jak każdy super bohater: silny, zabawny, inteligentny i… odważny.  Moim wzorem był właśnie mój braciszek. Zabawne, przecież powinno być na odwrót. To JA jestem starszy, to JA powinienem być wzorem dla NIEGO, a było zupełnie inaczej… Robiłem wszystko, aby stać się taki jak ON, starałem się…niestety, pomimo mich prób, zawsze żyłem w Jego cieniu do czego w końcu zacząłem się przyzwyczajać, wbrew mojej woli. Musiałem zaakceptować,  że to on jest tym ‘’odważnym’’. 
     Pewność siebie można zdobyć z biegiem lat, jeżeli jest się na tyle odważnym, aby się o to postarać.  Jako nastolatek starałem się zmienić swoje życie. Zmieniłem swój styl ubierania, zacząłem słuchać innej muzyki, ciągle rzucałem docinkami i żartami, za wszelką cenę starałem się jak najbardziej wychylić z cienia mojego brata; czy to w szkole, na koncertach, sesji, albo podczas wywiadu. Fani nie zorientowali się, że to JA byłem tym najbardziej nieśmiałym z zespołu. Uważali, że był to nasz kochany perkusista, który nie odzywał się za wiele przed kamerą.  Szatyn wiedział, że nie chcę, aby ktokolwiek się o tym dowiedział, dlatego wolał nie zaprzeczać, podtrzymując fanów w tej błogiej nieświadomości.
     Czy wiesz, jak ciężko jest z tym żyć? Jakim utrapieniem jest ten pieprzony brak pewności?! Za każdym razem zastanawiasz się, czy to co w tej chwili robisz, nie odbiega od normy, obserwujesz czy ktoś nie zauważył Twojego błędu, czy ktoś nie śmieje się z Ciebie… starasz się z tym walczyć, starasz się zrobić ten jeden cholerny krok do przodu, ale… zawsze się cofasz. Zawsze rezygnujesz w ostatniej chwili. ZAWSZE. To jest właśnie najgorsze uczucie świata. Poddanie się.
     Z biegiem lat, w pewnym sensie udało mi się pokonać swoje lęki, pokonać ten mały defekt. Już nie bałem się odzywać do ludzi, w końcu przestałem ‘’trząść portkami’’ na widok sporego tłumu i obcych mi osób. Owszem, zaciskałem zdenerwowany dłonie, ale pewnie szedłem do przodu, aby po chwili całkowicie się rozluźnić… 
     Ludzie bez pewności siebie są gnębieni. Są wyszydzani. Uważani za gorszych od innych. Dlaczego? Ponieważ nie zareagują na to, spuszczą głowę i będą w milczeniu wysłuchiwać obelg skierowanych w ich stronę. Idealny obiekt do wyżywania się. Chciałem to przerwać, dlatego założyłem akcję charytatywną, akcję dla osób z takim samym problemem, mając nadzieję, że kiedy pokażę im, że ktoś może im pomóc… zmienią się. W wywiadach mówiłem, że bliska mi osoba nie miała tej pewności, że wiem jak temu komuś pomóc… i wiesz… ja kłamałem. Mówiąc szczerze: nie miałem bladego pojęcia co zrobić, aby dana osoba miała ochotę, albo przynajmniej powód do uwierzenia w siebie.  Nie potrafiłem pomóc samemu sobie, więc jak to możliwe, że pomogę zupełnie obcej mi osobie? Sądziłem, że pogorszę tylko sprawę, a jednak… myliłem się. I pierwszy raz nie wiedziałem czy mam się cieszyć czy nie.
     Otrzymywałem wiele listów z podziękowaniami za wsparcie, które czytałem z bolącym sercem. Płakałem za każdym razem, kiedy czytałem zdanie ‘’ Pomogłeś mi…’’ zdając sobie sprawę, że jestem stracony, że przegrałem tę walkę z samym sobą. Bo widzisz… komuś można łatwo pomóc, ale o wiele trudniej jest pomóc samemu sobie, ruszyć do przodu. Może gdzieś tam nabrałem odrobinę tej pewności… ale nadal nie było jej tyle, abym mógł cieszyć się pełnią życia. Ciągle mi jej brakowało, a ja nie miałem już siły, aby o nią walczyć. Wolałem się poddać.
     Ten list, znowu nie będzie taki sam jak poprzedni. Nie mam siły na to, aby siedzieć przy stole z kartką w dłoni i skrobać do Ciebie kilka i tak nic nieznaczących słów. To wydaje się bez sensu, cały ten pomysł wyżalenia się obcej osobie wydaje się beznadziejny. Po co wysyłam Ci te listy? Po jaką cholerę, co? Mam dosyć….
     Obiecałem, że wyślę Ci ich dziewięć… nie jestem pewien czy dotrzymam tej niemej obietnicy. Mam ochotę skończyć ze sobą… teraz, w tej chwili… może mi ulży? Może w końcu znajdę spokój?
     Jakie jest nowe zadanie? Nie wiem… sam to wywnioskuj z treści tej notatki. Tak listem tego nie chcę nazwać, bo wtedy… zdam sobie sprawę, że całkowicie upadłem. I już się nie podniosę. Podpowiem Ci coś… musisz zacząć żyć samodzielnie, pełnią życia i… uwierzyć w siebie, pomimo przeciwności losu. Zacisnąć dłonie i iść… po tą odwagę, której tak jest mało… Ja już nie mam na to szans. Znowu.
Nieznajomy

~*~ 

Kila słów wyjaśnienia:
- przepraszam, że list VII nie pojawił się w wyznaczonym terminie. Powód? Blogspot nie dopuścił mnie do bloga, i teraz widzę dlaczego. Cały panel sterowania uległ zmianie :/
+ dziewczyna, która zostawiła komentarz w zakładce ''pomoc od nieznajomego''- przepraszam, że tak długo musiałaś czekać... Odpowiedź od Nieznajomego już tam jest,razem z wyjaśnieniem

Kolejny list: 26.09.14

piątek, 12 września 2014

06. Samookaleczenie

Samookaleczenie... 
jest często niemym krzykiem o pomoc w świecie, 
w którym nikt nikogo nie słucha... 
autor: Lodowa Lady





Autor: CharlieTH
Ilość stron: 3
Ilość słów: 1 458
Tłumaczenie: Nie
Tytuł: Samookaleczenie
List nr. VI

~*~


23.05.14

godz. 11:29


Samookaleczenie.

     Rany, które zostają na naszym ciele, najczęściej symbolizują naszą walkę z samym sobą. Walczymy z własnymi odczuciami, walczymy z nienawiścią wokół nas, walczymy ze stereotypami, jakie przylegają do człowieka chociaż wcale tego nie chciał. Wyznaczają naszą drogę, pokazują jak bardzo jesteśmy słabi i jak bardzo chcemy się zmienić… mimo, że nie potrafimy.
     Mówią, że jeżeli pierwszy raz sięgniesz po żyletkę, już z tym nie skończysz. Znam ludzi, którzy po jednym razie, skończyli, nie wrócili do tego… ale znam również tych, którzy utknęli w tym gównie i nie chcą z tym skończyć, bo wiedzą, że i tak się im nie uda. Wiedzą, że przegrali i jedyną drogą jaką dostrzegają, jest ta w dół… dążąca do samozagłady.
     Pierwszy raz, zetknąłem się z samookaleczeniem, kiedy byłem nic nie wartym gówniarzem. Wiele osób przychodziło do szkoły, pokazywało swoje nadgarstki przyjaciołom,  przejeżdżając palcem po ranach i szczerząc się od ucha do ucha. Nie rozumiałem tego. Nie rozumiałem, jak można było ciąć własną skórę, sprawiać sobie ból… Nie wiedziałem, że robili to tylko dla szpanu, o czym dowiedziałem się kilka dni później. Mimo to, cały czas zastanawiałem się, co trzeba czuć, aby być aż tak zdesperowanym. W końcu sam miałem okazję przekonać się o tym.
      Pewnego dnia, brałem udział w ogromnej kłótni, gdzie każdy wypowiedział kilka słów za dużo. Dotknięty do żywego, zdałem sobie sprawę, że nie mam oparcia w rodzinie, w tak bliskich mi osobach. Zawiodłem się na bracie, na mamie, na ojczymie… czułem ogarniającą mnie wściekłość i pustkę, która chciałem koniecznie uwolnić. Zamknąłem się w łazience, odliczając do dziesięciu i wtedy kątem oka w lustrzanym odbiciu… zauważyłem maszynkę do golenia mojej mamy. Nie wiele myśląc, wyjąłem z niej ostrza i po kilku sekundach zastanawiania się, przyłożyłem ją do skóry i jednym ruchem przecinając ją. Ból, złość, zdziwienie, strach i rozczarowanie jakie mi w tedy towarzyszyły, znikały razem z upływem krwi z mojego nadgarstka. Wpatrywałem się w czerwoną ciecz jak zahipnotyzowany, nagle rozumiejąc dlaczego ludzie to robili. Czuli się wolni. Zadając sobie samemu ból, wiedzieli, że mają nad tym kontrolę… kontrolę nad samym sobą i cierpieniem, jakie odczuwali.
     Od tamtego czasu na moich rękach, zaczęły pojawiać się nowe kreski, z dnia na dzień coraz głębsze i bolesne. Zacząłem nosić frotki, aby zasłonić nimi blizny i zbywałem każde pytanie o moim pieprzonym samopoczuciu. Udawało mi się… aż jednego dnia, do łazienki wparował zdenerwowany braciszek, z wymalowaną furią w oczach. W dłoni trzymał jedną z moich zakrwawionych frotek, z której kapała krew. Rzucił mi ją pod nogi i mocno chwycił za nadgarstek, odsłaniając rękawy bluzy i wpatrując się w blizny. Wiesz co zrobił, kiedy zobaczył cięcia? Spoliczkował mnie. Tak właśnie - spoliczkował. A potem… rozpłakał się, rzucił jak bardzo mnie nienawidzi i trzasną drzwiami wychodząc z domu. Czy miałem wyrzuty sumienia? Tak. Czy żałowałem tego co robiłem? Niezupełnie. Mamie nic nie powiedział, pod jednym warunkiem. Kazał mi z tym skończyć. Kazał wyrzucić wszystkie żyletki, a kiedy to zrobiłem, zapewnił mnie, że jeżeli zobaczy  nowe ślady po cięciach, bez wahania pójdzie do rodzicielki i jej o tym powie…. Nie chciałem, aby dodatkowo się o mnie martwiła. Przecież… to, że ja nie radze sobie z samym sobą, nie oznacza, że ona też musi to przeżywać prawda?
     Dotrzymałem słowa. Przestałem notorycznie ciąć swoją, skórę, a kiedy nachodziła mnie ochota na skaleczenie się- brałem do ręki gitarę i grałem, tak długo, aż mi całkowicie nie przeszło. Szybko zastąpiłem żyletkę muzyką i dałem się całkowicie jej pochłonąć. Wkrótce nie widziałem nic oprócz niej, z czego cieszył się mój brat. I ja również.
     Robienie kresek na ciele nie jest dla własnego widzimisię. Osoby, które osądzają nas, tak naprawdę nic nie rozumieją. Nie wiedzą, co czujemy, nie wiedzą jak desperacko próbujemy się chronić, nie widzą jak niemo wołamy o pomoc.  Dla nich liczy się jedno: wsadzić kogoś takiego do psychiatryka, sądząc, że pomagają takiej osobie. Hahaha. Bardzo śmieszne .
     Spędziłem kilka dni w tym miejscu, więc doskonale wiem jak traktują tam kogoś takiego jak ja. Jak nic nie wartego śmiecia z zaburzeniami psychicznymi. Każą brać leki, które wywołują uczucie otępienia i lenistwa, zmuszają do sesji, gdzie jakiś nawiedzony doktorek wmawia Ci, jak cięcie się, jest dla Ciebie złe… Zamykają w pokoju bez klamek w drzwiach i z kratami w oknach, zaglądając do ciebie co pięć minut i upewniając się, że nie masz jakiegoś ostrego przedmiotu w dłoni. Traktują Cię tam, jednym słowem jak chorego psychicznie człowieka. I mimo tego, że wiesz, że nim nie jesteś – powoli się im poddajesz, powoli stajesz się wrakiem człowieka, wiedząc, że ich to uszczęśliwi. Poświęcasz się i zabijasz. Od środka.
     To miejsce nie należy do moich ulubionych. Źle je wspominam, nie tylko ze względu na traktowanie nas przez sanitariuszy, ale również przez wgląd na ludzi tam się znajdujących. Zabójcy, złodzieje, zboczeńcy, skazani… i wśród nich jesteśmy my- niewielka grupka osób okaleczających się. Smutne prawda? Wrzucenie nas do jednego worka z przestępcami… i traktowani nas jak jednego z nich. To czysta patologia.
     Przez moje nastoletnie życie, ani razu nie tknąłem żyletki. Nie chciałem martwić mamy, ani nie chciałem wrócić do wariatkowa. Zamiast tego grałem, a kiedy i to przestało działać- upijałem się do nieprzytomności, albo szedłem do klubu, aby pod koniec zabawy, skończyć w toalecie z jakąś nieznaną  mi dziwką. Może i nie kaleczyłam ciała, ale za to kaleczyłem duszę.
     Starałem się pomóc osobom, które przechodziły przez podobne piekło jak ja. Wyciągałem do nich pomocną doń, jednak oni nie traktowali mnie jak przyjaciela, bardziej jak wroga. Odsuwali się, nie chcieli rozmawiać, mieli gdzieś to, czy wylądują na cmentarzu czy nie. Tak było i w jej przypadku. Do dzisiaj, jej twarz nawiedza mnie nocami.
     Kilka lat temu poznałem jedną z nich. Stałą w tłumie fanek, nie krzyczała, nie płakała, tylko stała i patrzyła na mnie smutnym wzorkiem. Ta jej obojętność zwróciła moją uwagę i kiedy na nią spojrzałem, wiedziałem z kim mam do czynienia. Samookaleczający się, pozna samookaleczającego. Podniosła rękę do góry, odgarniając z czoła włosy i ukazując swoje głębokie rany na nadgarstkach. Uśmiechnęła się odchodząc i znikając w tłumie. Ruszyłem za nią, aż w końcu złapałem ją i mocno przytrzymałem. Rozmawialiśmy. W jej głosie nie było słychać już ani krztyny życia, był cichy smutny i… zmęczony. 
     Chciałem pomóc. Obiecałem, że to zrobię, że ją uratuje… pokręciła głową rzucając ‘’nie warto’’ i kolejny raz odchodząc. Rano dowiedziałem się, że nie żyła. W nocy podcięła sobie nadgarstki, a ostatkiem sił poderżnęła gardło, na zawsze odchodząc z tego świata. Dlaczego? Matka ćpunka, ojciec narkoman… notorycznie bita, gwałcona, poniżana przez szkolnych kolegów… Niedawno urodziła dziecko, które oddała do domu dziecka…  Cierpiała za życia, a teraz może cieszyć się wolnością…
     Byłem na jej pogrzebie. Mimo, że znałem ją kilka minut czułem obowiązek zjawiania się tam i przeroszenia, że jej nie pomogłem. Miałem nadzieję, że skończy inaczej, ale… 
     Dokonała wyboru. Odeszła będąc samą… mając dość tego życia i wiesz…? Zaczynam ją rozumieć. Zaczynam pojmować jej tok myślenia, zaczynam myśleć tak samo jak ona i… ja również nie chce pomocy. Błędne koło, prawda?
     Kiedy mój brat odszedł, nie było już nikogo, kto mógłby mnie trzymać w ryzach i chronić przed samym sobą. Byłem tylko ja i moje myśli, uczucia, które szybko przejęły nade mną kontrolę. Zanim się obejrzałem, moje ręce zdobiły świeże rany, leżące na tych starych – zabliźnionych. To stało się moją rutyną… cięcie się. Z dnia na dzień moich blizn przybywa, coraz więcej krwi widzę na swoich nadgarstkach. Pewnie widzisz te bordowe plamy na kartce? Tak… to to co podejrzewasz. To jest dowód mojego cierpienia. Mojego istnienia. Mojego bólu. Ta krew, jest jedynym dowodem na to, że jestem prawdziwy, bez uczuć, bez serca -  ale jednak prawdziwy.
     Mój czas powoli dobiega końca. Szósty list zamyka i otwiera w moim życiu coś, przed czym nie mogę już uciec. Podjąłem decyzję i nie mam zamiaru się z niej wycofać… Zostaje tylko czekać.
     Samobójstwo jest złe. Samookaleczenie jest złe. Więc wiesz co masz zrobić, nie? Ktoś się tnie? Idź i mu pomóż do cholery! Może jeszcze dasz radę mu pomóc i uratować?!
     To jesteś ty…? Cholera… nie jestem dobry w udzielaniu rad, ale… wiem, że nie przestaniesz na moja prośbę, bo w końcu… kim ja jestem? Mimo wszystko proszę Cię, znajdź pasję, którą będziesz spełniać za każdym razem, kiedy będziesz miał potrzebę sięgnięcia po żyletkę. I wiesz co jeszcze zrób? Weź kartkę papieru, na samej górze napisz imię osoby, która jest dla ciebie ważna… swojego idola, chłopaka… możesz nawet napisać moje imię, chociaż… go nie znasz… Za każdym razem, kiedy będziesz chciał się pociąć… weź długopis, kartkę i namaluj na niej kreskę. Nie przeszło? Kolejna! I do skutku, tak długo, aż Ci przejdzie. Pokonasz to… wierzę w to.
     Nie krzywdź się, aniołku. To że ja to robię, nic nie znaczy… niestety ale taka jest kolej rzeczy, a mnie i tak za dwa dni nie będzie…a Ty masz przed sobą całe życie. I nie zmarnuj tego.

Nieznajomy.

~*~
Kolejny list: 17.09.14.

czwartek, 4 września 2014

05. Samotność

Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie. 
autor: Jan Twardowki




Autor: CharlieTH
Ilość stron: 2
Ilość słów: 861
Tłumaczenie: Nie
Tytuł: Samotność
List nr. V

~*~

22.05.14
godz. 17:09

Samotność.
    Człowiek od samego początku zaprogramowany jest tak, aby żyć w grupie, mieć kogoś wokół siebie. Nie ważne jest to, czy jest to jedna osoba, dwie, a może dziesięć – ktoś zawsze stoi u Twojego boku. Człowiek - istota parszywa, oszukująca i wszędzie szukająca sposobu na ułatwienie sobie życia, często kosztem innych, albo zwierzę - ukochany domowy zwierzak, który w przeciwieństwie do człowieka, zawsze będzie przy Tobie. Często ludzie najbardziej samotni, wymyślają swojego idealnego ''przyjaciela'' wiedząc, że jest to jedyna ''osoba'', która ich nie zrani.
     Od dziecka jesteśmy przyzwyczajeni do życia z innymi, więc kiedy samotność nas dopada… czujemy się obco we własnym ciele. Samotność, najgorsze uczucie świata, uczucie, że nikomu nie jest się potrzebnym, że wszystkim dookoła byłoby lepiej bez Ciebie. Dotyka psychikę ludzką i najczęściej ją niszczy, pozostawia po sobie jedynie niewielkie fragmenty odwagi, która z upływem czasu, wykrusza się, a jej miejsce zajmuje dobrze wszystkim znana i powszechna - depresja. 
     Zastanawiałeś się kiedyś, co odczuwa osoba, siedząca sama w ciemnym kącie, ukradkiem obserwująca ludzi obok? Odrzucenie. Nikt nie chce być sam, jednak kiedy już wybieramy tę drogę, najczęściej tylko dlatego, że ktoś nas mocno zranił. Tak mocno, że ponownie boimy się wejść w krąg życia towarzyskiego i zaufać obcej nam osobie.
     Czy przeżyłem samotność? Oczywiście. Teraz jestem wrakiem człowieka, bo to ONA odebrała mi wszystko: nadzieję, miłość lub przyjaźń. Uważasz, że dramatyzuję? Spójrz na to z tej strony. Wysyłam Ci codziennie jakiś list, gdzie nie tylko opisuję to co się ze mną dzieje, opowiadam Ci moją przeszłość, to co było dla mnie ważne… a jesteś dla mnie obcy. Nie znam Cię, więc skąd mam wiedzieć, czy nie siedzisz teraz z listem w ręku i śmiejesz się z jakiegoś psychopaty za jakiego na pewno mnie uważasz? Samotność zniszczyła mnie do tego stopnia, że nie myślę już racjonalnie. Moim obrońcą, przed ucieczką w głąb samego siebie był mój brat, jednak jego już zabrakło. Oczywiście znaleźli się inni, którzy chcieli mi pomóc, ale byłem taki nieczuły, że nie pozwalałem się im zbliżyć do mnie, chociażby na centymetr. W ruch od razu szły szklanki, przekleństwa, czasami nawet pięści. Nie rozumiesz... pozwól... pokażę Ci jeden z moich dni, dni które spędzam SAM.
     Budzę się rano ze świadomością, że wszystkie osoby, które dla mnie coś znaczą, bądź znaczyły - odeszły. Z samego rana dopada mnie przygnębienie, bo chciałbym oddać wszystko, aby móc cofnąć czas i spędzić z nimi chociaż jeden dzień. Przez cały ranek, zastanawiam się nad tym jak wyglądałoby moje życie, gdyby wypadek nie miałby miejsca, a potem zdaję sobie sprawę, że jestem żałosny.
     Z dnia na dzień zamykałem się w sobie, odpychałem wszystkich, którzy chcieli mi pomóc. Przestałem jeść, przestałem oglądać telewizję, palić... gdybyś mnie teraz zobaczył, nigdy nie poznałbyś tego radosnego chłopaka ze zdjęć, który kiedyś uwielbiał żartować.
     Noce nie są przyjemne. Ciągle śnią mi się koszmary, ciągle widzę te same twarze, widzę mojego brata, patrzącego na mnie z wyrzutem i wypowiadającym słowa: ''zawiodłeś mnie!''. Budzę się zlany potem, dziękując Bogu, że był to tylko sen. Przez resztę nocy przewracam się z boku na bok nie mogąc ponownie zasnąć z obawy, że sen ponownie mi się przyśni. Doszło już do tego, że robię wszystko, aby uniknąć opadnięcia na pościel i zaśnięcia, jednak czuję, że długo tak nie pociągnę. Nie jestem już taki sam jakim byłem rok, dwa lata temu. Zmieniłem się i zdaję sobie sprawę z tego, że na gorsze.
     Przy życiu trzymasz... mnie Ty. Tak dobrze przeczytałeś, to dla Ciebie jeszcze żyję. Obiecałem, że prześlę Ci dziewięć listów - dzisiaj jest piąty. Do końca tygodnia otrzymasz już cały komplet i zrobisz z nimi co będziesz chciał, natomiast mnie już w tym czasie nie będzie. Odejdę. Po cichu, nie zawadzając nikomu - odejdę. Wiem, że uszczęśliwię w ten sposób wiele ludzi, a ostatnie czego chcę, to sprawić, że będą szczęśliwi.
     Ten list, nawet nie przypomina poprzednich, prawda? Jest inny, o wiele krótszy, bardziej chaotyczny... wiesz czemu? Głęboko w sercu odczuwam ogromny ból, którego nie mogę niczym załagodzić, jedyne co mogę zrobić, to połknąć kilka tabletek i oddać się w spokojne ramiona snu. Tak właśnie zrobiłem. Powoli zasypiam ze świadomością, że ten list nie jest taki jaki chce. Wybacz mi, ten jeden raz.
      Do końca zostało jeszcze cztery dni. Cztery listy. Sądzisz, że możesz mnie powstrzymać, przed czynem jakiego chcę dokonać? Nie próbuj. Nie uda Ci się. Zawiedziesz tylko siebie. Niektóre osoby po prostu nie chcą czyjeś pomocy i ja jej nie chce. Jedyne czego pragnę to dać się ponieść temu bólowi i ponieść karę, za wszystkie krzywdy które zrobiłem w całym swoim życiu. Muszę za nie zapłacić.
     Zadanie: Rozejrzyj się dookoła i pomóż komuś, kto jest sam, komuś kto powoli wpada w otępienie, w którym ja już jestem. Tak mam depresję, przyznaję to, jednak nie zrobię nic, aby sobie pomóc, bo już nie warto. Za cztery dni moja osoba przestanie istnieć,dlatego wszystkie sposoby na ratunek są na darmo. Jednak Ty możesz to zrobić, możesz powstrzymać kogoś przed zniszczeniem samego siebie. A co jeżeli to Ty jesteś tym samotnym? Idź i uśmiechnij się. Spójrz jaki piękny jest ten świat! Nie warto się poddawać, walcz!
     Walcz za nas oboje, bo ja nie mam już sił. Walcz, aż będziesz mógł podnieść się i... żyć.

Nieznajomy.

~*~
Notka od autorki: Sposób pisania tego listu był zamierzony. Nieznajomy, przyznał się, że zażył tabletki nasenne, a kiedy pisał list, powoli odlatywał stąd jego długość i styl pisania.
List nr. VI - 12.09.14