~*~
Witajcie kochani!
Moja przyjaciółka podsunęła mi pomysł, aby założyć, zakładkę, gdzie będziecie mogli zapytać o wszystko Nieznajomego. Jakieś pytania odnośnie któregoś listu? Pytanie odnośnie tego co napisał? Piszcie w komentarzach, a Nieznajomy odpowie ( dopóki może)
x
Nieznajomego już nie ma, jednak nadal możecie pisać. Będę odpowiadać.
~*~
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie, dlaczego usunęłaś komentarz? Czy to dlatego, że tak długo nie odpisywałem? Wybacz...
OdpowiedzUsuńOdpisując na twój już nieistniejący komentarz... wiem co czujesz... tak, oklepany początek, nie?
Przeżyłem prawie identyczną sytuację z moim przyjacielem i uczucia, które Ci potem towarzyszą są, niszczące... nawet bardzo. Czułem się skołowany, nikomu nie potrzebny, wszędzie szukałem swojego błędu, aż w końcu zrozumiałem, że nie mogę, ciągle tym wszystkim żyć, tylko ruszyć do przodu, mimo, że wiem, że będzie mi cholernie ciężko.
Twoja przyjaciółka również nie zachowała się jak prawdziwy ''przyjaciel''. Spokojnie mogę powiedzieć, i mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to, ale ta dziewczyna-kimkolwiek jest- wykorzystała Cię. Smutne...
Nie możesz pod żadnym pozorem mówić, że jesteś naiwna, że szukasz czegoś nierealnego... to normalne, że poszukujesz przyjaźni, tej prawdziwej, a to, że spotykasz na swojej drodze takie osoby, które ''dążą po trupach do celu'' nie jest Twoją winą... Świat się zmienił, niestety - na gorsze, na każdym kroku mijają nas fałszywi ludzie, nawet gdybyśmy chcieli nie możemy ich omijać, prędzej czy później, będziemy mieli z nimi styczność.
Co mogę Ci poradzić? Nie poddawać się... Napisałaś, że ta dziewczyna była piątą osobą, która Cię tak potraktowała ( wybacz, jeżeli źle zrozumiałem) i wiesz co? Za każdym razem, kiedy ludzie nas zranią, a my nie upadniemy- jesteśmy silniejsi... zobaczysz, Ty też jesteś już silniejsza niż na samym początku :)
NIE PODDAWAJ SIĘ. Uśmiechnij się i ruszaj do przodu, jestem na 100% przekonany, że znajdziesz kogoś, komu w pełni zaufasz :D
Hej, nie jesteś w tym sama. Nie możesz mówić, że nikt Cię nie rozumie- bo tak nie jest. Nie wmawiaj sobie tego, wiem, że trudno to zrozumieć, ale nie rób tego, zacznij myśleć pozytywnie, a wtedy... Twoje życie się całkowicie odmieni ;)
Wybacz, że tak długo czekałaś na odpowiedź.... mam nadzieję, że za późno nie jest i... nie uraziłem Cię...
Wierzę w Ciebie, skarbie :)
~Nieznajomy
Sama siebie czasem nie rozumiem, bo przecież nie ma się czego wstydzić, prawda? Każdy potrzebuje jakiejś rady, choćby najmniejszej. A ja chciałam się wycofać, taka głupia ;-; Smutne, ale prawdziwe, ludzie są zdolni do wszystkiego by tylko osiągnąć sukces. Jestem naiwna, nie zmienię tego, ale mogę to zmienić na zaletę i wykorzystywać ją w dobrych celach. Nie tak jak inni. Oczywiście, że mnie nie uraziłeś, podniosłeś na duchu jak nikt inny, ciągle tu jesteś, to pomaga. Zrozumiałeś, ona nie była pierwsza i zapewne nie będzie ostatnia. Ludzie są silniejsi, ale na co im to, gdy nie potrafią tego w pełni wykorzystać. Piszesz, że nie jestem sama, ale dlaczego mam takie wrażenie? Że nikogo nie obchodzi tego, co czuje, oprócz Ciebie i osób, które przeżyło to samo co ja, owszem wysłuchają mnie, ale co im to da? Nawet nie będą się nad tym długo zastanawiać, zapomną, będą udawać, że wszystko jest w porządku. Nie jest, mam dość, od wielu osób słyszałam, że powinnam się zmienić. I wiesz co? Zrobiłam to, ale teraz czuje się jeszcze bardziej nieszczęśliwa niż wcześniej. Jeszcze bardziej sztucznie, samotnie i nierozumiana. Dziękuje, że odpisałeś, chociaż Ty nie jesteś obojętny na ból innych.
UsuńJestem silniejsza, bla, bla, bla. Okay, ale dlaczego ciągle wpadam w te same sidła? Po dwóch takich sytuacjach powinnam się zorientować na czym stoję, uważać. Nie jest tak, może to ludzie w moim towarzystwie są tacy przebiegli, a może to ja sobie takich dobieram? Tak, raczej ta druga wersja jest lepsza. No nic, tak już musi być i odwrotu niema, muszę się pogodzić z taką sytuacją. Nigdy nie będę w akceptowana na równi z innymi w tym idiotycznym społeczeństwie.
UsuńDee,
OdpowiedzUsuńNIE MOŻESZ ZMIENIAĆ SIĘ NA SIŁĘ, ZMIENIAĆ SIĘ TYLKO DLATEGO, ŻE KTOŚ TAK CHCE. To nie o to chodzi. Zrobisz to dla kogoś i co Ci to da? MOŻE uszczęśliwisz tym kilka osób, MOŻE dasz innym satysfakcję, ponieważ Cię do tego namówili... ale co Ty będziesz czuć?
P.U.S.T.K.Ę.
Tak. Nie będziesz się czuła swobodnie, bo wiesz, że to nie jest ''prawdziwa Ty'', tylko ktoś, kto jest do Ciebie podobny. Opowiem CI pewną historię.
Na świecie żyłą pewna rodzina, która miała dwie córki. Starsza z nich, od zawsze była tą ''perfekcyjną'': same dobre oceny w szkole, nie piła, nie paliła, nie brała narkotyków, trzymała się z dala od kłopotów. Była niebieskooką blondynką, wysoka i szczupła... miała ogromne powodzenie u chłopaków. Rodzice ją ubóstwiali, kochali ją i chcieli dla niej jak najlepiej. Dziewczyna poszła na studia, skończyła je i zaczęła pracować w zawodzie. Ma męża i dziecko, kochają się. Zawsze była tą ''perfekcyjną''.
Młodsza z sióstr od dziecka miała kłopoty ze zdrowiem. Praktycznie od samego urodzenia. Pierwsze minuty, kiedy przyszła na świat... od razu została spisana na straty przez lekarzy: ''do grobu''- mówili. W końcu jeden z nich podał jej pomocną dłoń i ją uratował, przywrócił ją do życia. Natychmiast straciła przytomność na 5 dni, kiedy lekarze mówili jej rodzicom, że gdy się obudzi, będzie inwalidą do końca życia. W końcu się ocknęła... zdrowa, pełna życia. Od dziecka chodziła na rehabilitację z bioderkami, ćwiczyła, aby móc chodzić na własnych nogach... w wieku trzech lat miała operację na przepuklinę... Potem rehabilitacja. Zawsze była w cieniu swojej siostry. Powiesz, że powinno być na odwrót, ale niestety...
Poszła do szkoły, była wytykana palcami przez swoje jąkanie się, przez swoją ''inność''. W końcu udało się- pokonała wadę wymowy, jednak na zawsze została już tą ''jąkałą''.
Zmieniła szkołę, otoczenie, miasto... poznała nowych ludzi, można rzec, że zaczęła nowe życie. Ale i w nowej szkole, szybko stała się ofiarą przemocy. Rodzice nie reagowali, nauczyciele nie reagowali, przyjaciółki nie zawsze mogły ją chronić...
W domu, musiała podporządkować się ostrym zasadom: musiała być perfekcyjna jak jej starsza siostra.
Wiesz ile nocy przepłakała? Wiesz ile chciała oddać, aby żyć jak normalna nastolatka w jej wieku? Chciała to zakończyć.... miała już wszystko przygotowane, list, tabletki.... nie zrobiła tego. Powiedziała, że będzie walczyć.
Sprzeciwiła się rodzicom. W szkole wytrzymała do końca roku, a potem ją zmieniła. Zaczęła żyć na nowo, po swojemu. Przeklinała, paliła, piła... nie ćpała. Po skończonej szkole wyjechała... daleko od domu. Ułożyła sobie życie, była ''kimś'' I wiesz co? Była szczęśliwa... bo jest sobą.
Jeżeli chcesz być szczeliwa, musisz zawalczyć o swoje, zmienić się dopiero wtedy, kiedy TO TY będziesz tego chciała, nie ktoś inny.
Pierwsza z sióstr podporządkowała się rodzicom- byłą tym idealnym dzieckiem, jednak druga, ta która od samego urodzenia miała podłożone kłody pod nogi, postanowiła zawalczyć, wtedy kiedy wiedziała, że to ona chce. Nie jej rodzice, ONA.
.
Ludzie... tą wstrętne szumowiny. Idealnie maskują swoje prawdziwe intencje, a my nic na to nie poradzimy. Ja sam wpadłem w ponowne sidła takiej ''przyjaźni''. Dopiero kiedy wyjechałem- zdałem sobie sprawę jaka ona naprawdę była. Niestety... tacy już jesteśmy nic nie poradzimy na to, że ludzie tak doskonale kłamią. Możemy się jedynie postarać, sami nie ranić w ten sposób innych- co jest trudne.
Każdy będzie zaakceptowany w pełni przez drugą osobę, również i Ty :D Będzie dobrze, musisz tylko w to wierzyć ;)
~ Nieznajomy
Zmieniłam się dla nich, bo chciałam być akceptowana, chciałam mieć tych prawdziwych przyjaciół, poczuć się szczęśliwą. Choć na chwilę, na początku tak było, ale potem coraz gorzej. Zmieniłam szkołę i jestem dokładnie taką samą osobą, co przed zmianą dla nich, kreuję sobie inny wizerunek, inaczej patrzę na ludzi i jest lepiej. Nie potrafią mnie rozgryźć, co jest dla mnie satysfakcją, ponieważ oznacza to, że idę w dobrym kierunku, że dobrze buduję swój obraz w ich obraz. Chcę być sobą, ale nie każdy to potrafi. Zresztą nikt nie jest do końca sobą, zawsze jest jeden wyjątek, kiedy musimy kogoś udawać.
UsuńTo dobra historia. Rodzice, którzy mają więcej niż jedno dziecko zawsze faworyzują jedno z nich. W mojej rodzinie także jest i to moja siostra jest tą lepszą. Bo jest starsza, dojrzalsza, ma łatwiejszy charakter, umie dogadać się z otoczeniem, nie jest aspołeczna, mogłabym Ci tu wymieniać i do końca nie dojść, ale to nie jest ważne. Może wiesz, a może nie, ale słyszałam dużo, że powinnam być taka, siaka i owaka. Płakałam, wróć nadal płaczę, gdy coś mi nie wychodzi, gdy jestem inna. Inność oznacza odtrącenie, nie ma tutaj miejsca dla osób takich ja my. One muszą zniknąć, są wrzodem na tyłku. Chcę walczyć, ale nie potrafię. Raz zawalczyłam o coś naprawdę- o sylwetkę, ale to czysta determinacja była. Wkurzyłam się na siebie i postanowiłam to zmienić, dokonałam tego, ale moje kompleksy nie znikły, nadal są, nie wiem nawet czy nie są większe. Muszę w to wierzyć...ale jeśli na ja nie chcę w to wierzyć? Nie chcę wierzyć w lepsze jutro. W prawdziwą przyjaźń. Tego nie dostanę, jestem na tyle zepsuta by zasługiwać na swój los. Ludzie to pasożyty, ale one też są potrzebne w świecie. Niektóre są pomocne, a niektóre wyniszczają od środka. Zdecydowanie więcej jest tych drugich, można nawet powiedzieć, że te pomocne wymierają.
Nie powiem "dziękuję", bo mi nie pomogłeś. Uświadomiłeś mi coś, okay, pokazałeś coś, okay, naprowadziłeś, ale wszystko zależy ode mnie jak to wykorzystam, a jest to od razu wpisane na straty. Nawet nie zacznę, bo wiem jakie będą tego skutki. Nie chcę tracić czasu, sił, psychiki na rzeczy, które są dla mnie nie osiągalne, mogę o nich tylko śnić, marzyć, nic więcej.
Jak pozbierać się po takiej traumie?
OdpowiedzUsuńkomar zaczął się w szkole podstawowej .przez swoją innośc byłam przezywana .zawsze Siedziałam sama.w gimnazjum miałam przyjaciółki ale one okazały się być fałszywe. Dostałam się do szkoły średniej z mojej opinii bardzo fajna szkoła. Klasa jednak byłaokropna .nekali mnie. Chciałam zmienić szkole. Jednak tego nie zrobiłam.miałam spotkanie które miały mi pomoc wyjść z dołka.troszkę pomogły.pojawiła się propozycja przejścia do innej klasy.Skorzystałam . Mimo moich obaw klasa przyjęła mnie pozytywnie.Było mi już łatwiej ponieważ w trakcie roku szkolnego poznałam kilka osób z tej klasy. Teraz jest naprawdę super ale stare rany nadal zostały.
Anonimie,
UsuńPo traumie nie da się porządnie pozbierać, ona zawsze w nas zostanie, gdzieś głęboko w nas. Jeżeli chcesz, chociaż w minimalnym stopniu jej się pozbyć, musisz zaufać ludziom, nie każdy Cię skrzywdzi. Miałaś obawy przed przejściem do innej klasy, ale mimo to... poszłaś, poznałaś nowych ludzi. Nie możemy przez całe życie iść i wmawiać sobie, że nas gdzieś dobrze nie przyjmą.
Tak jak mówiłem, ludzie to pieprzone szumowiny, widzące tylko czubek własnego nosa. Wiesz na co mam ochotę, kiedy ich widzę? Na porządny kop w dupę - może to coś zmieni.
Byłaś prześladowana, za co naprawdę mi przykro. Dorośli naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego co dzieje się w szkołach, pod ich nosem, a potem nagle się dziwią, że ktoś popełnił samobójstwo.
Musisz o tym zapomnieć... i najgorsze: wybaczyć. Dopiero wtedy tak naprawdę wydrzesz się z rąk traumy. Wiem, to trudne, tak nagle wybaczyć komuś przez kogo nasze życie całkowicie się rozpieprzyło, ale, jeżeli to zrobimy, nie będziemy bali się ruszyć naprzód.
Postaraj się o tym zapomnieć. Zacznij szukać pozytywów i się ich trzymaj, a będzie dobrze :)
~Nieznajomy
Dee,
OdpowiedzUsuńGdybym teraz znajdował się obok Ciebie, jak Boga kocham dostałabyś po głowie ;)
KTO POWIEDZIAŁ, ŻE MARZENIA SIĘ NIE SPEŁNIAJĄ?! Halo, dziewczyno mamy XXI wiek! Marzenia są właśnie po to, aby je spełniać, dążyć do tego. Robić wszystko, aby być szczęśliwym.
Wywalczyłaś nową sylwetkę, miałaś tą determinację ( od CharlieTH: czego cholernie Ci zazdroszczę, bo sama takiej wiary nie mam, a Tobie się to udało! ) i co? codziennie możesz patrzeć na siebie i wiedzieć efekty. Każdy ma niedoskonałości, mnie nie podoba się mój brzuch, stopy, oczy, w ogóle cała moja twarz i włosy. Jedyne na co mam ochotę to włożyć worek na głowę i się nikomu nie pokazywać :)
Musimy nauczyć się z nimi żyć, niestety. Ale wiesz co? Kiedy zaakceptujesz siebie, swój wygląd, swoje cechy, inaczej spojrzysz na świat.
Bardzo dobrze, że jesteś sobą. Nie możesz udawać kogoś innego, nie jesteś aktorką, aby to robić. Każdy z nas jest jeden, wyjątkowy i nie możemy chcieć dostosować się do innych, wiesz czemu? ''Bo każdy inny jest już zajęty, zostaliśmy tylko my. Bądźmy oryginalni''
Nie będę Cię zmuszać do działania - zrobisz jak uważasz, ale mimo to chcę Cię prosić o coś: abyś zaczęła myśleć pozytywnie. Naprawdę to wiele zmieni!
~Nieznajomy
Auć. To musiałoby boleć. Nikt tego nie powiedział, a przynajmniej nie głośno. Tsa...XXI wiek, a ja nadal się czuję jakbym żyła z osobami, które zatrzymały się na rozwoju w prehistorii. Marzenia są po to, by być, mieć jakiś punkt odniesienia, minimalnie możemy je spełniać, ale nigdy nie uda nam się ich osiągnąć w stu procentach, to niemożliwe. A no mogę na siebie patrzeć, ale zawsze jest to "coś" co niszczy całokształt i ciągle się czuję tą samą, zakompleksioną dziewczyną. Wygląd jest mało ważny, według mnie, liczyć się to co jest w środku, a Ty na pewno jest osobą, z którą mogłabym rozmawiać i ciągle bym coś wynosiła z naszych rozmów. Ludzie perfekcyjni na zewnątrz są zazwyczaj zepsuci w środku. Kiedy zaakceptuję, ale ja siebie nigdy nie będę akceptować, mam surowe zasady, kryteria i niestety ja ich nie spełniam, także trudno będzie u mnie z akceptacją samej siebie. Tylko, że ludzie oryginalni często są niszczeni przez kopie. Czasami o wiele łatwiej jest być klonem, niż sobą. Lepiej jest mieć milion twarzy niż tę jedną jedyną. Cóż, sądzę, że Twoja prośba będzie dla mnie nie lada wyzwaniem, ponieważ jestem okropnie pesymistyczną osobą. Zawsze mam najczarniejsze scenariusze i wiesz co? One zazwyczaj się spełniają. Teraz i tak patrzę z innej perspektywy niż inni na ten świat, ale nadal nie mogę być pozytywnie do niego nastawiona. Po prostu nie potrafię. Ja wiem, wymęczę Cię tutaj i będziesz się nieźle nade mną głowił, cóż takim typem człowieka jestem.
UsuńOd dość dawna męczy mnie pytanie, które bardzo mocno chciałabym zadać zarówno Tobie Charlie jak i Nieznajomemu. A mianowicie- jak sądzisz ile wiosen liczę? No po prostu musiałam się zapytać, póki jesteś.
UsuńCharlie:
UsuńIle wiosen? Uwierz mi jestem okropna w zgadywaniu ile kto ma lat :D Hmmm będę strzelać: 15/16/17 ?
Nieznajomy:
Mogę określić Cię jako osobę o starej duszy ;) Bez urazy, oczywiście :D
Po prostu wydaje mi się, że jak na swój młody wiek przeżyłaś bardzo dużo co wyraźnie odbiło się na Tobie.
Możesz mieć.... coś koło 16? Naprawdę nie wiem :)
Kurczę, ostatnio czuję się obco we własnym ciele. Mam potwierdzony jeden fakt- depresja, ale czy możliwe jest by mieć do tego jeszcze rozdwojenie jaźni?
OdpowiedzUsuńDee,
UsuńDepresja.... brzmi poważnie. wiesz co mnie najbardziej wkurza? Że ludzie tak dołują, gnoją innych aż nie wytrzymują, a później stwierdza się u nich depresje. Mam ochotę powybijać ich wszystkich za to co robią!
Pierwszy raz zdarzyło się, ze nie mam pojęcia co powiedzieć. Pewnie nie chcesz ode mnie pocieszenia typu: ''wszystko będzie dobrze, depresja się skończy, będzie jak dawnej'' - to nawet nie brzmi jak pocieszenie. Hmmm... kurczę, dziewczyno- zagięłaś mnie.
Rozdwojenie jaźni... wiesz, że gdy podobno mówi się do samego siebie to świadczy o Twojej inteligencji? Czy mogłabyś bardziej rozwinąć ten temat? Postaram się Ci bardziej pomóc :)
~ Nieznajomy
Dee
OdpowiedzUsuńUwierz mi, mnie nie da się wymęczyć :) No chyba, że zrobię to SAM, ale inne osoby nie są do tego zdolne, więc spokojnie- jeszcze trochę tutaj pobędę :D
Masz rację. O wiele łatwiej jest być czyjąś kopią niż być ''samym sobą''. Po co się starać, skoro już ktoś zrobił coś przed nami, a my tylko to ''powtórzymy''? Sęk w tym, że NAWET jeżeli życie jest ciężkie i NIE MAMY SIŁ aby być sobą i po prostu mamy jedną wielką ochotę, rzucić to w cholerę- trzeba zacisnąć zęby i przeć do przodu :)
Wyznaję ogółem zasadę: ''pchać się wszędzie tam, gdzie cię chcą, oraz tam gdzie cię nie chcą''. Nigdy nie chciałem być kimś innym, zawsze kręciło mnie bycie tym jedynym, niepowtarzalnym... Jedni okazują to robiąc sonie tatuaże, inni poprzez kolczykowanie całego ciała- o to chodzi, aby się wyróżniać.
Marzenia... one są jak gwiazdy na niebie. Podążasz za nimi do celu, wyznaczają nam ścieżkę po której musimy iść, aby po mnie sięgnąć. Nie jest łatwo, ale kto powiedział, że marzenia całkowicie się nie spełniają? Faktycznie mogą się spełnić w jednej dziesiątej, ale coś osiągnęliśmy prawda?
Warto próbować. Kiedyś, za kilka lat usiądziesz i zaczniesz wspominać. Wtedy przypomnisz sobie o swoich marzeniach, celach do których dążyłaś i poczujesz tą satysfakcję, bo do czegoś doszłaś. Może to być wymarzona praca, dom, rodzina, kot, pies, aparat... cokolwiek chcesz. Potem uświadomisz sobie, że zostały inne cele na które nie starczyło Ci sił, ale wiesz, że zrobiłaś wszystko, aby je osiągnąć.
Gdybym nie był muzykiem, gdyby najnormalniej w świecie nie udałoby się- nie żałowałbym tego, że próbowałem. Zrobiłem wszystko, aby uwierzyć w siebie i zacząć spełniać marzenia, a że po prostu nie wypaliło... Trudno. Takie jest życie. Są porażki i są chwile szczęścia, że coś się udało. Warto o tym pamiętać i się NIE PODDAWAĆ! NIE WOLNO TEGO ROBIĆ!, Trzeba walczyć, aż będzie można powiedzieć z czystym sumieniem: ''Zrobiłem już wszystko co mogłem''.
Cieszę się, że nasze rozmowy coś dla Ciebie znaczą, że coś z nich wynosisz. O to chodziło- aby pomóc. Pesymistyczne osoby czasami również patrzą na świat przez różowe okulary- jeżeli zgubiłaś swoje mogę Ci pożyczyć moje :D Uwierz mi, kiedy zaczniesz pozytywnie myśleć, a wiem, że jest to trudne, będzie coraz lepiej. Staraj się wymyślać scenariusze które kończą się ''happy endem'', zaufaj :D
~ Nieznajomy
I jest poważna, nawet bardzo. Dotyka teraz o wiele większą grupę społeczeństwa niż kilka lat temu, problem wciąż się nasila i nie ma komu z nią walczyć. Sama mam ochotę tak zrobić, tylko cóż, na nic mi się to zda skoro nadal będę tkwić w tym bagnie, po szyję. Ludzie ranią nieświadomie, nie można ich za to winić, bo tak naprawdę nikt nie wie czy akurat przypadkiem nie skrzywdził czyjegoś już i tak słabo bijącego serca, co prawda to im przypisuje się największe problemy. Ale czy słusznie?
UsuńPocieszenie już samo w sobie nie jest dobre. Bardzo rzadko, wręcz w ogóle go nie dostaję. Mam wrażenie, że ludzie w ten sposób przekazują innym rady, których sami nie mieli czasu przetestować. Ja tak robię, doradzam. I poszczególne osoby mi za to dziękuję, a niektóre nienawidzą. Towarzystwa się nie wybiera, a z pewnością otoczenia. Wybacz, nie chciałam Cię zagiąć.
Tego nie wiedziałam, ale o inteligencji człowieka świadczy ogrom informacji, jednakże kto wie, które z nich są prawdziwe? Nikt, nie ma na to jasnych dowodów, a jeśli mi takowe znajdziesz, będę pod wrażeniem.
Bardziej rozwinąć temat? Skoro już zaczęłam, niech będzie. Pomoc pomocą, dla mnie ważne jest to, że przysiadasz, czytasz i nie jesteś obojętny. To tak, powiedzmy sobie szczerze; rozmawiam sobie czasami ze sobą, ale jest to przeważnie wtedy, gdy ktoś na mnie krzyczy, obraża mnie i wprawia w stan osłupienia. Idę na strych, siadam sobie na zimnych panelach, biorę puchowy koc i opatulam się nim, po czym zaczynam mamrotać pod nosem. Przeważnie nie jest to wymiana zdań, raczej dobijanie samej siebie, wmawianie sobie wielu rzeczy, rzeczy, które słyszę na co dzień i zaczynam w nie wierzyć, naprawdę. Bo czy kłamstwo wmawiane przez bardzo długo okres nie staje się prawdą? Tego się akurat nie boję, to jeszcze mieści się w granicach mojej normalność- jeśli można to tak ująć. Bardziej martwi mnie fakt, że jeśli ktoś przekroczy bezpieczną granicę, jaka dzieli mnie między ludźmi, bezpieczną barierę, zaczynam być nieprzyjemna. Mam osoby, które wypytują się mnie o najróżniejsze rzeczy, bolesne wspomnienia, łzy cisną mi się do oczu, nie chcę ich okłamywać, a z drugiej strony nie chcę im nic mówić. Zawieruszam się na moment między rzeczywistością a własnym umysłem i właśnie wtedy to się dzieje. Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczynam się śmiać, panicznym i naprawdę przerażającym śmiechem. Odpisuję niemiłe anegdoty, staję się nieprzyjemna, a przede wszystkim ranię ich, mocno. Czuję ulgę, gdy ich upokorzę, jednakże po krótkim okresie czasu wraca wszystko do normy, a ja żałuję swojego zachowania. Mam wrażenie, że Ona i Ja to nie te same osoby. Może i brzmi, jak historyjka wyssana z palca, od Ciebie zależy, jak to zinterpretujesz. Zaczynam się poważnie bać siebie, a to raczej nie jest dobre, bardziej przerażające.
Nigdy nie wiadomo kogo spotka się na swojej drodze, każdy, absolutnie każdy może wyniszczyć drugiego człowieka, nieważne jak bardzo może on być silny, wszystkich da się złamać, wystarczy znaleźć słaby punkt, naszą piętę Achillesową.
UsuńPowinniśmy się tak zachowywać, pytanie tylko: po co? I dlaczego? Dla własnej satysfakcji? Trudno mi wyobrazić sobie w pełni samodzielnych ludzi, choć jestem jednym z nich. Czysty przypadek, wyjątek, który nie powinien się za bardzo wyróżniać z tłumu, inaczej czeka go tragiczny los. Nieważne czy ból będzie fizyczny czy psychiczny, zawsze boli. Choć niezaprzeczalne jest, że obrazy z mózgu nigdy nie odejdą w zapomnienie.
Tak, sama taka jestem, lecz zaczyna mnie to powoli męczyć. Wszyscy mnie omijają szerokim łukiem, drwią sobie ze mnie, widzę to w nich, choć myślą, że tego nie dostrzegam. Gdy patrzą mam wrażenie, że patrzą na trędowatego. Czy naprawdę warto jest być kimś wyjątkowym? Warto żyć bez akceptacji drugiej osoby? Nie sądzą, każdy potrzebuje odrobiny zrozumienia, problem w tym, że albo nigdy nie nadejdzie albo przyjdzie za późno. Istna paranoja tych czasów. Wyróżniam się jedną rzeczą- jestem zbyt dojrzała, wyniszcza to mnie, chcę być normalna, a nie potrafię.
Zawsze będzie nam mało, chcemy sięgnąć gwiazd, na próżno próbujemy. Marzenia są po ty byśmy je spełniali, wszyscy wokół mnie to powtarzają. Mam marzenie- być normalną. Czy to tak dużo? Najwyraźniej tak, jestem za bardzo zamknięta w sobie, gubię się we własnym labiryncie myśli. Kroczę wśród ciemności, a marzeniem jest odnaleźć nikłe źródło światła- nadziei. Wiem, że tak się nie stanie, więc nawet nie o to nie łudzę. Nie warto tracić na to czasu, niepotrzebnie wmówię sobie coś, co nigdy nie ma prawa się ziścić.
Na takich błahostkach mi nie zależy, jeszcze nie czas, by o tym myśleć. Ja już się dawno poddałam, także mam zamkniętą drogę. Nawet jeśli zrobię wszystko, co w mojej mocy , aby dojść do upragnionego celu, wciąż nie będę czuła się szczęśliwa. To chwilowe, a ja właściwie chciałabym odnaleźć w sobie ten wewnętrzny, niepowtarzalny spokój.
Zgubiłam je nie raz, za każdym razem odnajdywałam je zgniecione, nie nadające się do użytku. Zaprzestałam prób nabycia nowych, te barwy, które mnie otaczają w zupełności mi wystarczą. Nie będę ich pożyczać od Ciebie, nie mam tego w zwyczaju, a poza tym rozciągnęłabym je i nie mógłbyś ich już nosić. Także dziękuję, ale nie skorzystam. „Happy Endy” są nudne, na co one komu? I tak każdy wie, jak jest. Zaufać? Nie mam komu. Sobie z pewnością nie, ja nawet swojej rodzinie nie ufam, nic o mnie praktycznie nie wiedzą, nie wiedzą w jakim stanie jestem. Boję się ich reakcji, ludzie są nieobliczalni.
I pozostała już ostatnia kwestia, mój wiek. Nie uraziłeś mnie, w żaden sposób. Kto miał to zrobić, zrobił już to dawno. Oboje postawiliście mnie na wysokim progu, naprawdę. Uważam, że liczby nie wyznaczają wieku, tak samo, jak oceny nie wyznaczają mądrości i umiejętności drugiej osoby. Nie, nie mam 17 czy 16, a nawet 15 lat. Prawda jest taka, że jestem niezrównoważoną dziewczyną z prawie trzynastką na karku- za 9 dni z pełną. Piszę na końcu, bo to rzuca zupełne inne światło na wszystko, co napisałam powyżej. Będziecie mnie widzieć inaczej, ja mam problem z akceptacją jaka jestem, a co dopiero Wy. Jednakże, myślę, że wyciągnięcie z tego ciekawe wnioski, choć boję się Waszej reakcji.
Okej więc...
UsuńMoja mama ma rozdwojenie jaźni oraz manię prześladowczą, więc mogę co nieco powiedzieć na ten temat. W każdym bądź razie wiem, że objawy rozdwojenie jaźni mogą być różne, u mojej mamy objawia się w dziwny sposób. Zapomina o tym co powiedziała, szybko zmienia zdanie, oskarża o coś co nie było przez nas zrobione, straszy, czasami mówi do siebie... Z perspektywy osoby, która to czyta, może się wydawać to śmieszne, ale tak naprawdę to to nie jest.
Ale wiesz co? Mogę podejrzewać że wcale nie masz rozdwojenia jaźni ( ah te powtórzenia!) wiesz dlaczego? Ponieważ osoba, która na to choruje, NIE MA POJĘCIA o tym, że w jej ciele są tak jakby DWIE OSOBY, a Ty wręcz przeciwnie- zdajesz sobie sprawę, ze masz ''dwie osobowości'' która tak naprawdę jest jedną. Jakby to ubrać w słowa... Masz teraz 13 lat, okresy buntu - wiadomo ( beznadziejne wytłumaczenie) ale kiedy byłam w Twoim wieku ( Jak to brzmi! ) uwierz mi, robiłam to samo. Z biegiem czasu to przejdzie!
To że masz trzynaście lat nic nie świadczy. Każdy z nas była w takim samym wieku, więc nie masz co się bać- twój wiek mojego zdania o Tobie nie zmieni :D
~Ch.
Wiesz, cholernie mi pomogłaś i lubię czytać sobie te wszystkie konwersacje powyżej. Ale czasami brakuje mi tych rozmów. Szczerze mówiąc, nic się nie zmieniło. Wciąż jest tak samo beznadziejnie, wciąż tak samo boli, wciąż jest osoba na mojej drodze, która mnie rani. I ciągle mi wmawia, że jest na odwrót. Ja po prostu nie daję rady, wiesz? Chciałabym zmienić otoczenie, tak bardzo chciałabym być kimś innym, a najlepiej zniknąć. Gubię się, każdego dnia, i nikt nie chce podać tej pomocnej dłoni. Czy ludzie naprawdę muszą tacy być? Czy to tylko ja zaliczam się do innego gatunku?
UsuńKażdy ma kompleksy, prawda..? Jedni mniejsze, drudzy ogromne, ale każdy je posiada i każdy odczuwa to inaczej.
OdpowiedzUsuńJa jestem (prawie) 22-letnią studentką z mega ogromną nadwagą. Nigdy mi to nie przeszkadzało i wręcz szerzyłam dookoła opinię, że dobrze się czuję ze swoim ciałem. Moja mama wiecznie się ze mną kłóciła, że powinnam schudnąć, bo nikt nie będzie chciał ze mną rozmawiać, ale ja nie miałam problemów z nawiązywaniem znajomości, chociaż byłam strasznie nieśmiała. Ale tak na poważnie nigdy dotąd nie odczułam, że byłam odsuwana od czegokolwiek.
Do czasu.
Zdałam maturę nie wiedząc, co dokładnie chciałabym robić w życiu. Nie poszłam na studia od razu. Chciałam najpierw zaczął jakąkolwiek pracy, by móc odnaleźć się w danym zawodzie. Zaczęłam od bezpłatnych praktyk w firmie rekrutacyjnej i to sprawiło, że postawiłam sobie za cel znalezienie takiej pracy. Było w porządku. Przepracowałam prawie rok w różnych miejscach aż w końcu trafiłam na stanowisko asystentki biurowej. Była to praca wakacyjna, więc obejmowała jedynie 3 miesiące.
W międzyczasie poznałam młodszego o rok od siebie chłopaka, w którym się zakochałam. On twierdził, że też mnie kocha. Uwierzyłam, bo... no cóż. Miałam cholerną tendencję do ufania ludziom, którym nie powinnam... Naprawdę myślałam, że mu zależy, serio. Zachowywał się bardzo dojrzale wobec mnie mimo, że miał nieciekawą przeszłość. Czasami zaskakiwał mnie tak bardzo, że miałam wątpliwości, czy faktycznie jest młodszy ode mnie.
Czy było kolorowo? Jasne! Przez pierwszy miesiąc... Potem pokazał swoją prawdziwą twarz...
Na palcach jednej ręki mogłam policzyć ile razy powiedział, że mnie kocha. Z kolei zabrakłoby mi ryz papieru, gdybym miała zebrać do kupy to, ile razy mnie uderzył, poniżył i skrzywdził...
Od tego w zasadzie się zaczęło. Wyzywał mnie na każdym możliwym kroku, ale ja, jak ta zaślepiona miłością nastolatka - nie odeszłam. Nie odeszłam, bo kochałam i naprawdę chciałam z nim być. Potrzebowałam go jak tlenu. To było chore, wiem, ale nie umiałam sobie wtedy tego tak wytłumaczyć...
Doszło do tego, że obrażał mnie za to jak wyglądam i tak naprawdę dopiero to sprawiło, że złamał mi serce. Przecież wcześniej powtarzał, że mu to nie przeszkadza, że uwielbia mnie taką i że nigdy nawet mam nie myśleć o schudnięciu... Mieszkałam z nim dwa miesiące i patrząc na to teraz - o 2 za dużo... Przez niego odwróciłam się od własnej rodziny, przyjaciół, a nawet zaniedbałam psa...
Nas związek skończył się w taki sposób, że ze złości, pięścią rozwalił mi przednią szybę w samochodzie, wyleciałam z pracy, ponieważ szef stwierdził, że sobie nie radzę, a moja matka nie chciała mnie przyjąć z powrotem. Zamknęłam się w sobie.
To wszystko miało miejsce prawie dwa lata temu. Poszłam na studia, poznałam nowych ludzi, ale do tej pory nie umiem się otworzyć. Nie ufam ludziom, dlatego zaczęłam pisać... Nie wszystko, co tworzę jest czystą fikcją literacką i to chyba boli mnie najbardziej. Radość życia, którą odczuwałam kiedyś przeminęła. Nie umiem już spojrzeć na swoją przyszłość i powiedzieć, że chce mi się żyć...
Potrzebuję... pomocy? Nie. Potrzebuję kogoś, kto mnie wysłucha i... i w końcu nie będzie oceniać...
Dlatego napisałam do Ciebie, choć wiem, że zapewne i tak nigdy tego nie przeczytasz...
Ale dziękuję. Bo naprawdę tego potrzebowałam...
Chciałam zacząć od wielkiego krzyku, gdzie uświadomiłabym Ci, że najlepiej będzie kiedy zaczniesz w siebie wierzyć, ale... patrz: przeczytałam i... odpisuje! Może nie jako Nieznajomy, ale jako osoba, która go stworzyła.
UsuńNie wiem czy czytałaś tego bloga, czy przeszłaś przez te dziewięć listów, ale chcę żebyś coś wiedziała. One nie są zmyślone. Historie tam zawarte zdarzyły się w prawdziwym życiu. W KAŻDYM ale to w KAŻDYM liście znajduje się historia, która przydarzyła się właśnie mnie, niestety. Rozumiem dlaczego pisanie Ci pomaga- mi ono taż pomogło, na całe szczęście.
Nie powinnaś się zmieniać ponieważ KTOŚ tego chce. NIKT nie ma prawa krytykować tego jak wyglądasz; ani twoja matka, ani twój ''chłopak''. Powinnaś się zmienić dopiero wtedy, kiedy TY będziesz tego chciała, kiedy poczujesz, że to właśnie jest to czego Ci brakuje.
Nie pochwalam decyzji Twojej matki. W moim przekonaniu, każda matka powinna przyjąć swoje dziecko, nie ważne co by zrobiło. Ale rozumiem co wtedy czułaś. Moja własna matka, wyrzuciła moją ciężarną starszą siostrę - miała męża - tylko nie mieli mieszkania i zatrzymali się u nas. Kilka dni później jej walizki znalazły się za drzwiami...
Przykro jest czytać, że jakaś matka odwróciła się od swojego dziecka, przecież rodzicielstwo nie na tym polega. Ono nie kończy się kiedy nasze dziecko dostanie się na studia, albo kiedy założy własną rodzinę. Ono trwa całe życie, możesz mieć nawet 60 na karku, a twój rodzić musi cię przyjąć- oto w tym chodzi.
Twój ''chłopak'' ( pozwolisz, że napisze to w cudzysłowie?) również przegiął. Teraz w Polsce bicie kobiety, kogokolwiek jest karalne, możesz bez problemu zgłosić to na policję, tak samo jak auto- zniszczenie mienia własnego. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak dana osoba będzie zachowywać po dłuższej znajomości, co jest minusem całej sprawy. Nieciekawa przeszłość... eh, teraz dziewczyny szukają właśnie takich zamiast uroczych i dobrze poukładanych chłopaków.
Ciężko jest się otworzyć na nowych ludzie, szczególnie kiedy ktoś nas tak doszczętnie zniszczył, ale wierzę, ze kiedyś w Twoim życiu pojawi się ktoś, kto będzie na Ciebie zasługiwał ;)
Co mogę poradzić? Zaufania nie odbuduję, ale możesz powoli otwierać się na ludzi. Starać się im powoli zaufać, może naprawdę warto?
~Ch.
Hej .Mieszkam w Warszawie .duże miasto dużo ludzi. Jednak w tym całym chaosie stało się coś okropnego. Jestem w klasie maturalnej jakiś czas temu zaczął mi się podobać nauczyciel.Proszę nie oceniaj mnie.To nie moja wina.Nie mogłam nad tym zapanować.Nauczyciel imponuje mi tym jak się o mnie troszczy .Jest naprawdę super.Ale codziennie mówię sobie ze to chora sytuacja .Proszę pomóż mi.Naprawdę niewiem co robić!!!!:(Są święta staram się o tym nie myśleć ale się nie da.Nie potrafię przestać m nim myśleć. Błagam pomóż!!!!!!
OdpowiedzUsuńAnonimie,
OdpowiedzUsuńWiesz, pierwszy raz zdarzyło mi się słyszeć o takiej sytuacji w realnym życiu, zawsze stykałam się z taką tematyka tylko w fanfiction, ale TO to prawdziwe życie, nie fikcja.
Kurcze... nie mogę kazać Ci nagle się odkochać, bo to nie jest takie łatwe, unikać Go też nie możesz, bo to nauczyciel. Klasa maturalna, jesteś starsza ode mnie tylko o rok, więc... opowiem Ci jak to było ze mną.
Byłam zauroczona w swoim nauczycielu. Cholera w życiu taką pilną uczennicą nie byłam. Robiłam wszystko, aby zwrócił na mnie uwagę, robiłam prace dodatkowe... aż w końcu uświadomiłam sobie, że to przecież nielegalne. Wiedziałam, że on nigdy nic do mnie nie poczuje, a nawet jeśli, to zamkną go w więzieniu, a tego chciałam uniknąć. Za każdym razem, kiedy szłam do niego na lekcje myślałam o tych wszystkich konsekwencjach, jakie mogą z tego wyjść. Po jakimś czasie przeszło- bo wiesz, bez żadnej interakcji każde uczucie w końcu umiera.
Miłość jest jak roślina. Jeżeli jej nie podlejesz - uschnie i nadaje się do wyrzucenia. Nie mogę Ci powiedzieć, że Ci przejdzie, co jeżeli będzie to ten jedyny, jakkolwiek to brzmi?
Mogę Ci poradzić tylko jedno: abyś poczekała do końca roku szkolnego, do matury. Dlaczego? Bo jeżeli by coś z tego wyszło, ON miałby z tego nieprzyjemne konsekwencje i TY. A jeżeli dasz temu czas, i po tym wszystkim nadal będziesz coś do Niego czuć, to czemu nie zawalczyć? Prawnie nie będziecie łamać żadnych przepisów, będziecie tylko ''nieznajomymi ze wspólną przeszłością''.
Trzymam kciuki, aby Ci się udało i pamiętaj, jeżeli z Nim nic nie wyjdzie, zawsze będą inni ;) Tylko daj temu czas.
Ja miałabym Cię oceniać? Halo, mamy podobną sytuacje :)
~Ch.