W momencie śmierci bliskiego
uderza człowieka świadomość
niczym nie dającej się zapełnić pustki.
autor: Józef Tischner
Autor: CharlieTH
Ilość stron: 3
Ilość słów: 1 103
Tłumaczenie: Nie
Tytuł: Śmierć
List nr. IX
~*~
Zastanawiałeś się
co to jest? Zastanawiałeś się co jest po niej? Co czeka człowieka po tym, kiedy umrze? Jedni wierzą w to, że
za bycie dobrym człowiekiem idzie się do nieba, gdzie zaznaje się spokoju i
wieczne szczęście. Mówi się też, że za bycie złym, trafia się do piekła, gdzie króluje diabeł, wieczne męki i cierpienia. Kolejni mówią, że człowiek po śmierci idzie do czyśćca,
gdzie odpokutowuje się swoje grzechy, i czeka na zbawienie. Jak jest naprawdę…?
Nie wiem.
Ludzie, którzy
przeżyli śmierć kliniczną, opowiadali o ciemnym i długim tunelu z jasnym
światełkiem na samym końcu. Podczas kierowania się w jego stronę, czujesz spokój, w jakiś dziwny sposób wiesz, że
jesteś w odpowiednim miejscu i czasie. Nie boisz się przejść przez jasną smugę światła, która oddziela Cię od tego, aby być szczęśliwym i na wieki zapomnieć o swoim marnym życiu na ziemi.
Nie wiem ile jest w
tym prawdy. Nie mam pojęcia, czy wizja niebo-piekło jest realistyczna i czy mogę
w to wierzyć. Jestem w takim etapie mojego życia, kiedy zaprzeczam wszystkiemu
co znam, wszystkiemu co dobre. Nie wiem gdzie trafię po mojej śmierci; mogę iść do czyśćca, albo od
razu do piekła, gdzie jest miejsce każdego samobójcy. Czy nie tego nauczał
klecha w kościele? Że samobójcy, ludzie, którzy odważyli się targnąć na swoje życie, i w ten sposób odebrać jedyny dar, który podarował nam Pan - nie mają co liczyć na przebaczenie, za to co
zrobili? Że z góry są przegrani i skreśleni przez Boga i wszystkich świętych? Za odebranie sobie możliwości zaczerpnięcia oddechu?
Surowość kościoła pod tym względem jest wręcz śmieszna. To ludzie decydują czy będą żyć na tym popieprzonym świecie, czy zakończą to wszystko jednym ruchem. Ja swoją decyzję już podjąłem.
Zastanawiasz się
kim jestem, prawda? Pamiętam, co Ci obiecałem w moim pierwszym liście i mam
zamiar dotrzymać tej obietnicy. Zaledwie osiem dni temu, przyrzekłem, że poznasz moje imię. Ale zanim to nastąpi, chcę, abyś poznał moją historię, abyś zrozumiał, dlaczego zdecydowałem się na wieczne męki.
Kiedy byłem
dzieckiem, razem z moim bratem marzyliśmy o tym, aby w przyszłości robić coś co
będzie spełnieniem naszych marzeń. Marzyliśmy o
wielkiej scenie, tłumach fanów wykonujących nasze piosenki… żyliśmy
naszym ‘’małym światem’’ i robiliśmy wszystko, aby tylko spełnić nasze
marzenia. Jak na nasze możliwości, robiliśmy całkiem sporo, aby tylko nas zauważono. Występowaliśmy w klubach, na przeglądach muzycznych, festiwalach –
wszędzie było nas pełno. Jednak, jak nasza dwójka; ja grający na gitarze i mój brat, który operował mikrofonem - mieliśmy przyciągnąć większą uwagę? Brakowało nam... czegoś. A raczej kogoś. W końcu, na jednym z naszych występów, poznaliśmy dwójkę innych
chłopców - nieco starszych od nas, którzy chcieli do nas dołączyć, i tworzyć muzykę razem z nami.
Zaprzyjaźniliśmy
się, byliśmy dla siebie jak bracia. Znaliśmy swoje sekrety, wiedzieliśmy, kiedy
drugi kłamie, wspieraliśmy się. W czwórkę było raźniej, przyciągaliśmy większą uwagę, zaczęto brać nas na poważnie. Niedługo potem szczęście się uśmiechnęło –
zauważono nasze starania, usłyszano nasze piosenki. Dostaliśmy szanse na karierę, na życie w luksusie, na tłum rozhisteryzowanych
fanów krzyczących nasze imiona… tego chcieliśmy, prawda?
Pierwsze lata
naszego nowego życia, były czymś obcym, nieznanym, a jednocześnie ucieleśnieniem naszych marzeń. Nikt nami nie kierował - uczyliśmy się na własnych błędach,
musieliśmy uważać, aby nie wpaść w pułapkę zastawioną tuż pod naszym nosem przez media. To
mój brat zawsze wyciągał nas z bagna w jakie wpadaliśmy przez przypadek, był wręcz uczulony na
ludzkie oszustwa i przekręty, dlatego to on podejmował najważniejsze decyzje. Niestety- miła przygoda, która była spełnieniem naszych snów- zaczęła nas po kilku latach nudzić. Mieliśmy dość, chcieliśmy uwolnić się od
harmonogramu, wyjść do sklepu po bułki nie będąc zaczepianym na ulicy i ściąganym
przez grono paparazzi. Chcieliśmy poczuć, że żyjemy.
Zamknięci w czterech ścianach- tak mogę nas opisać. Po chłopakach, patrzących na świat tylko z perspektywy własnych marzeń, nie zostało ani śladu. Ich miejsce zastąpili zmęczeni, zmarnowani mężczyźni, chcący tylko odrobiny spokoju. Te chwile były jak złota klatka: mieliśmy wszystko; pieniądze, sławę, młodość, przyjaźń, wsparcie rodzin i fanów... a jednak to nas nie ciszyło. Wiedzieliśmy, że się wypaliliśmy, że nie ma w nas ani krzty tego dawnego zapału do pracy; że robimy to wszystko automatycznie.
Wyjazd z kraju do
Stanów, zmienił nasze życie. Nareszcie odczuliśmy tę ‘’wolność’’ tracąc jednak coś innego.
Straciliśmy naszych fanów, ludzi, którzy pokładali w nas nadzieję, że uda się
nam stanąć na nogi, wejść na scenę i przywrócić im radość życia. Nie
zdążyliśmy.
Teraz z perspektywy czasu, żałuję, że nasza przerwa trwała tak długo. Cztery lata, wystarczają, aby całkowicie zniknąć z rynku muzycznego, zostać zapomnianym przez show-biznes. Nikt już nie biegał za nami, nie prosił o autograf, nie płakał na nasz widok - zniknęliśmy.
Nastąpił nasz
koniec, koniec naszego zespołu, koniec naszej kariery. Wycofując się z rynku
popełniliśmy największy błąd w naszym życiu, ale… byliśmy tym zmęczeni. Myśleliśmy,
że kiedy odpoczniemy, wrócimy silniejsi – ale na przekór srogiemu losowi… nie
udało się. Zabrakło czasu. Tak jak mówi jedna z naszych piosenek: ''Keine Zeit''
Wiesz jak to jest…
zostać samemu na świecie? Bez matki, ojca, brata, dziewczyny… sam jak palec,
zapomniany przez Boga? Powiem Ci jakie to uczucie: okropne. Najgorsze.
Zabijające powoli od środka. Psychicznie, jestem wrakiem człowieka, ale to zdążyłeś
już zaobserwować, prawda? Kto normalny wysyła obcej osobie listy, które
stanowią dla niego wyrok śmierci? Doskonale wiem, że kiedy tylko skończyć
czytać tą kartkę… będziesz mieć wyrzuty sumienia. Bo mi nie pomogłeś. Nie
pomogłeś osobie, która kazała wykonywać Ci okropne zadania, aby zmienić swoje
życie.
Nie będę się
tutaj rozpisywał. Nie będę się nad sobą użalał. Zbyt wiele razy to zrobiłem, teraz, chcę jedynie zapomnieć o tym wszystkim co mnie spotkało. O śmierci najbliższych... o samotności.
Czy żałuję tego, że zacząłem
pisać te listy? Nie, wiem, że one pomogą komuś innemu. Czy żałuję tego, że
spełniłem swoje marzenia, chociaż tak naprawdę to one mnie zniszczyły i przyczyniły się do mojego upadku? Nie.
Gdybym je odstawił na półkę ''niewykonalne'', nie przeżyłbym tylu wspaniałych historii, nie poznałbym
moich przyjaciół… Czy czegoś żałuję? Nie. Jestem z siebie dumny. Nawet z tego,
ze się stoczyłem na samo dno. Jestem dumny nawet z tego, że za pięć minut przestanę oddychać. Przestanę istnieć, rozpłynę się w nicość.
Moje ostatnie
zadanie dla Ciebie: Walcz ze sobą, pokonaj własne słabości, lęki… nie poddawaj się i nie
próbuj odebrać sobie życia - walcz. Bo mimo, że samobójstwo wydaje się nam jedyną drogą ucieczki - powinno być ostateczną decyzją i ostatnią jaką w swoim życiu podejmiemy.
Czytelniku, byłeś
ze mną przez te dziewięć dni. Przez dziewięć dni, czytałeś o
moim beznadziejnym życiu, zastanawiając się kim jestem. W końcu kończę Twoje męki. Zanim się jednak przedstawię, pozwól, że powiem tylko jedno, ostatnie już słowo, które musi zostać tutaj umieszczone.